Opowiem Ci krótką historię, która podobno jest śmieszna, chociaż wcale nie było mi do śmiechu. Urządzałam kiedyś z moim mężem Marcinem
przejściowe mieszkanie. Mieliśmy przygotować je do sprzedaży, trochę odświeżyć i po kilku miesiącach sprzedać. Samo mieszkanie zupełnie nie było w moim klimacie, ani zabetonowane osiedle wokół. Zupełnie nie czułam się dobrze w tym miejscu i tylko odliczałam dni do wyprowadzki. Problem w tym, że nie do końca wiedzieliśmy kiedy dokładnie to nastąpi. Z pomocą przyszła Kirsten Steno. Dała mi do zrozumienia, że nigdy nie wiemy, ile czasu przyjdzie nam spędzić w danym miejscu, a jest to przestrzeń dla mojej rodziny. To tu spędzamy czas i budujemy relacje.
Uzmysłowiła mi, jak ważny jest dla rodziny dom - a odkładając urządzenie przytulnej przestrzeni, która sprawi nam radość - ja tak naprawdę odkładam nasze szczęście na później. Przekonała mnie, że NIE WARTO SWOJEGO SZCZĘŚCIA ODKŁADAĆ NA PÓŹNIEJ.
Dzięki niej zaczęliśmy urządzać mieszkanie, tak by czuć się w nim jak najlepiej. Zaczęliśmy prace od salonu. Oczywiście przejęłam dowodzenie nad całym zadaniem. Na końcu została do udekorowanie niewielka wnęka w kredensie. Kirsten doradziła mi, abym właśnie Marcinowi oddała do urządzenia tą niewielką przestrzeń, ponieważ zbliżało się Boże Narodzenie podsunęła nam myśl, by zrobić tam stajenkę?
Pomyślałam, że to świetny pomysł! Od razu pojawił mi się w głowie plan na minimalistyczną drewnianą szopkę z prostymi figurkami. Wokół gałązki świerku i drobne światełka. Byłam szczęśliwa, że nasz kredens będzie pięknie wyglądał.
Zadowolona, przedstawiłam ten pomysł Marcinowi. Jak się okazało, mój mąż miał już inny plan, gdyż stwierdził, że szopkę zrobi, ale z... klocków Lego. Dla niego, to akurat było ważne, jednak zupełnie inne niż mój plan. To jak dwie skrajności w urządzaniu wnętrz! Gdzie moje minimalistyczne drewienka i jego feria barw klocków Lego i plastikowe zwierzaki?! Jak się później okazało Marcin podszedł do zadania na serio i zaczął robić ciemną grotę z klocków.
Słowo się jednak rzekło i z przyznaję ogromną trudnością oddałam mu pole działania. Jaki był efekt?
Synek był zachwycony, a ja dostrzegłam prawdziwe piękno różnorodności. Okazuje się, że bliscy też mogą mieć genialne pomysły na nasz dom!
5 Comments
Dziękuję za to, że promujesz takie uzdrawiające i uwalniające podejście do ogólnie pojętego “interior design”. Bo naprawdę nietrudno się zafiksować %D
Podziwiam też, że dajesz radę przy maluszku!
Zosiu, bardzo dziękuję za miły komentarz! To prawda 🙂 daję, nie daję. Zależy od dnia! 😀 Najważniejsze, że idziemy do przodu… pozdrawiam serdecznie!
Twój mąż nieźle sobie poradził z tą łazienką 💪 Ja nie wiem czy bym dała radę oddać 40% 😄🙈 U nas jest tak, że ja wybieram ogólnie, a potem mąż ew. odrzuca. Też nie jest to łatwe dla mnie 😬 ale chyba lepsze niż dać wolną rękę. Może w nowym lokum spróbuję i zobaczymy co z tego wyjdzie, może to jest jednak dobry pomysł 🤔 Zobaczy ile co kosztuje 😄😄
Dziękuję serdecznie! 😀 ojjj tak jest to ciężkie. Moja droga też nie była usłana różami 😉 Ale poczucie, że Marcin też czuje się dobrze w naszym domu i ma swoje ulubione przestrzenie jest dla mnie bardzo ważna! Tak samo dzieci – mój syn lubi czerwony – więc ma w pokoju czerwony, choć to zupełnie nie mój kolor i było to nie lada wyzwanie… 😀
40-40-20 jest genialne! Takie proste, a nigdy z parneterem nie pomyśleliśmy 😀 My się zabieraliśmy do dekorowania mieszkania już od 4 miesięcy – kupiliśmy dom w stanie surowym od dewelopera Lokum, więc mieliśmy czyste płótno do działania. Ja chciałam iść trochę w vintage, ale mój mąż stwierdził, że przecież nowoczesny dom to nie można z niego składowiska staroci robić. I teraz musimy pomyślić jak połączyć oba style 🙂